Skip to content
  • 2023
  • 2022
  • 2021 + 2020
  • 2019
  • 2018
  • 2017
  • 2016
  • 2015
  • 2014
  • 2013
  • 2012
  • 2011
  • 2010
  • 2000-2009

jest filmowo!

  • główna
  • recenzje
  • artykuły / eseje / felietony
  • o jest filmowo!
  • .: ranking 2023 :.
  • Toggle search form
  • lokalny patriota – o kinie ulricha seidla artykuły / eseje / felietony
  • moje własne arcydzieło – o filmach wielkich artykuły / eseje / felietony
  • tak mi źle… – o filmach smutnych artykuły / eseje / felietony
  • mistrz dyskomfortu – o kinie jasona reitmana artykuły / eseje / felietony
  • seksualne rubikony – o różnych obliczach seksu w filmie artykuły / eseje / felietony
  • cnoty czy grzechy? – o filmowym tryptyku iñárritu i arriagi artykuły / eseje / felietony

smutny allen [„Blue Jasmine”]

Posted on 8 października, 2013 By encore Brak komentarzy do smutny allen [„Blue Jasmine”]

Woody Allen, wiadomo – Autor i autor. Jeden z największych współczesnych filmowców, posługujący się oryginalnym i rozpoznawalnym językiem twórczym; pierwszy neurotyk popkultury od lat przelewający hektolitry wypełniającego go zagmatwania na tysiące stron napisanych przez siebie scenariuszy i kilometry taśmy filmowej; sprawca trafnych boleśnie niczym wbicie szpileczki w sam czubek palca wiwisekcji relacji damsko-męskich. Z drugiej strony niepokojąco płodny reżyser, który – według niektórych – kręci „wciąż ten sam film”. Nigdy nie zapałałem do niego przesadnym uwielbieniem, Annie Hall (1977) pamiętam słabo, zachwycił mnie dopiero Zeligiem (1983), którego widziałem stosunkowo niedawno. Ale i tak pytaniem, które zawsze zadaję sobie zasiadając do jego kolejnego „najlepszego lub najzabawniejszego” filmu jest czy i czym znowu będzie w stanie mnie zaskoczyć. Z Blue Jasmine było podobnie. I… cholera… ten wygadany, nieduży facecik w binoklach zaskoczył mnie. Znowu.

Po seansie, na którym miałem przyjemność zobaczyć nowy film nowojorczyka, na twarzach większości widzów dostrzegłem wymalowaną osobliwą mieszaninę dezorientacji i niepewności na gruncie chyba lekkiego zawodu. Nie zdziwiło mnie to. Allen sprezentował nam obraz – o czym za chwilę szerzej – o… cierpieniu. Blue Jasmine flagelantom popsuje humor co najwyżej paradoksalnie, ale już sangwinikom czy po prostu ludziom mającym w pamięci jego kilkuletnią eskapadę po Starym Kontynencie może przypaść do gustu umiarkowanie. Powrót za ocean z pokrzepiających europejskich wojaży, których moment uniesienia nastąpił O północy w Paryżu (2011), ma w sobie zauważalną domieszkę zaskoczenia. Przestrzenność stolic Francji, Włoch i Katalonii Allen bezwzględnie zredukował – do brudnych, dusznych i gęstych od emocji przedmieść San Francisco.

Podobnie jak świat tytułowej bohaterki. Jasmine miała pozycję, pieniądze i codzienny glamour. Mąż Hal okazał się jednak oszustem na wszystkich polach wspólnego życia, toteż została jak stała – bez grosza w portfelu (nieprzyzwoicie markowym), z garścią ciuchów w kilku walizkach (nieprzyzwoicie skórzanych) i lichym wykształceniem (nieprzyzwoicie lichym!). I złamanym sercem, z którym na dłoni wraca do jedynej bliskiej osoby, z którą kontakt utraciła – na własne życzenie/za sprawą męża – siostry Ginger. Z pokorą? Gdzieżby tam! W końcu to ona należy… ups! – należała do towarzyskiej śmietanki. Jednak życie nabrało smaku gorzkiego espresso. Jasmine zacznie szybko i boleśnie przekonywać się, że po beztroskiej egzystencji „od przyjęcia do przyjęcia” zostaną tylko coraz bardziej regularne drinki, w których whiskey w równych proporcjach miesza się z upokorzeniem i poczuciem niesprawiedliwości.

Największym problemem Jasmine wydaje się ona sama. Hala, choć okłamywał ją i ranił, wciąż darzy uczuciem. Tak jak zakochana jest w dawnym życiu, za którym bezgranicznie tęskni. Jasmine nie potrafi pogodzić się z utratą jego dwóch dotąd nieodłącznych i nierozerwalnych elementów. Dlatego próbuje zachować resztki – ekhm! – godności i, w swoim mniemaniu będąc kobietą wyzwoloną, zaczyna wyzwalać i Ginger, czym niemal doprowadza do ruiny wesolutki związek siostry z Chilim, miejscowym cwaniaczkiem o gołębim sercu.

Allen sugeruje receptę na te dolegliwości. Panaceum wydaje się prawda. Pogodzenie się ze stanem rzeczy, konfrontacja z wyzwaniami nowej rzeczywistości i zerwanie spirali kłamstwa mogłaby pomóc Jasmine w wyskoczeniu z dołka. Ona jednak woli dalej karmić się złudzeniami. Mrzonka to jej sposób na życie, którego nie chciała. Bezwarunkowo wierzy, że wyjściem z sytuacji są marzenia bez pokrycia; chce dostać kredyt na refleks szczęścia, którego nie spłaci. A przecież właśnie dzięki szczerości Ginger jest szczęśliwa, mimo że chwilami drą z Chilim szczególnie rozjątrzone koty (w tym wątku Woody najbardziej przypomina Woody’ego, jakiego znamy). Jasmine tego nie dostrzega. Bo nie chce. Pikuje dalej.

Blue Jasmine jest swego rodzaju konglomeratem cech z tych jego filmów, które nakręcił od oscarowego hitu z Penelope Cruz. Wiara w ułudy zyskuje w nim wymiar o wiele bardziej osadzony w bliższej realnemu życiu rzeczywistości niż w poprzednich „europejskich” produkcjach Allena. Ale i jest on znacznie bardziej cyniczny, mocniej nawet niż wydanych w międzyczasie Co nas kręci, co nas podnieca (2009) oraz Poznasz przystojnego bruneta (2010). Zgryźliwość zastępuje chłodem. A do tego – właśnie przez wspomniany, podprogowy przekaz – konserwatywnością. Niespodzianka? Owszem. A co więcej? Zapowiedź zmian? Zobaczymy. Ale chyba pierwszy raz oczekuję kolejnego filmu Woody’ego Allena.

W którąkolwiek stronę by nie poszedł, jednym z aksjomatów jego filmów, oprócz kaskad słów spadających na oglądających, są perfekcyjnie rozpisani i zagrani bohaterowie. Choćby to była najmniejsza, najbardziej epizodyczna rola. Królowa Blue Jasmine jest tylko jedna. Cate Blanchett. W równym stopniu dzięki konstrukcji postaci na poziomie scenariusza i jej fenomenalnej kreacji, zapałałem do Jasmine – kobiety pod każdym względem antypatycznej – autentyczną sympatią. Choć Allen balansuje na granicy politowania, Blanchett podskórnymi i uzewnętrznionymi wybuchami emocji, ujmującą naiwnością, szczerym rozchwianiem i rozchwianą szczerością prezentuje się na ekranie najlepiej chyba od czasu Notatek o skandalu (2006). Kto oglądał Blue Jasmine, widział zapewne oscarową nominację i jedną z faworytek do nagrody.

Oto Woody Allen, który dając się ponieść mocnej i stałej od Vicky Cristina Barcelona (2008) fali natchnienia, z premedytacją surfuje po mojej wrażliwości. Oto Woody Allen, którego pół żartem jeszcze nie było tak cierpkie, a pół serio tak nie uwierało. Oto Woody Allen w formie. A do tego smutny Woody Allen. Blue Jasmine to smutny, znakomity film.

Moja ocena: 8,5/10

Foto: Filmweb

recenzje Tags:recenzja

Nawigacja wpisu

Previous Post: szwedzkie brokeback mountain [„Pocałuj mnie”]
Next Post: ksiądz to pedał [„W imię…”]

Related Posts

  • filmowy grudzień… i reszta roku podsumowanie miesiąca
  • sacro-fantasy [„Noe: Wybrany przez Boga”] recenzje
  • na oscara [„Witaj w klubie”] recenzje
  • tajemnica judi… i stephena [„Tajemnica Filomeny”] recenzje
  • piję, bo piję [„Pod mocnym aniołem”] recenzje
  • film z przesłaniem [„Hobbit: Pustkowie Smauga”] recenzje
  • the one [„Matrix”] recenzje
  • poezja strachu [„Egzorcysta”] recenzje
  • wielka pochwała życia [„Chce się żyć”] recenzje
  • kosmos! [„Grawitacja”] recenzje
  • ksiądz to pedał [„W imię…”] recenzje
  • szwedzkie brokeback mountain [„Pocałuj mnie”] recenzje
  • niezły nudny film [„Od czwartku do niedzieli”] recenzje
  • super duper man [„Człowiek ze stali”] recenzje
  • jakie nadzieje, taki film [„Wielkie nadzieje”] recenzje

Dodaj komentarz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

previously on

  • oscarowe przewidywania 2023 + komentarz po gali
  • filmowe podsumowanie – początek roku
  • filmowe podsumowanie 2022 roku
  • filmowy grudzień… i reszta roku
  • filmowy październik

moje teksty

  • na Filmwebie
  • na Trzynastym Schronie
  • niefilmowe

kategorycznie

  • artykuły / eseje / felietony
  • festiwal kamera akcja
  • jest filmowo!
  • oscar goes to…
  • podsumowanie miesiąca
  • podsumowanie roku
  • recenzje
  • mistrz dyskomfortu – o kinie jasona reitmana artykuły / eseje / felietony
  • tak mi źle… – o filmach smutnych artykuły / eseje / felietony
  • lokalny patriota – o kinie ulricha seidla artykuły / eseje / felietony
  • moje własne arcydzieło – o filmach wielkich artykuły / eseje / felietony
  • seksualne rubikony – o różnych obliczach seksu w filmie artykuły / eseje / felietony
  • cnoty czy grzechy? – o filmowym tryptyku iñárritu i arriagi artykuły / eseje / felietony

tak tag

2021 2022 2023 arcydzieło artykuł czerwiec erotyka esej felieton festiwal kamera akcja film smutny grudzień kwiecień lipiec luty maj marzec oscary październik podsumowanie portret recenzja sierpień styczeń sylwetka top twórczość wrzesień

Copyright © 2023 jest filmowo!.

Powered by PressBook News Dark theme